niedziela, 23 sierpnia 2009

Camping!

DZIEŃ 1
Pobudka 7.00 rano, ostatnie dopakowanie się i o 8.00 w drogę! Jechaliśmy przez następujące miasta: Seattle, Tacoma i Olympia. Przez całą drogę czytałam książkę "Klub niewiernych żon",a po jakiś 3 godzinach drogi zatrzymaliśmy się w sklepie gdzie można było kupić sea food więc skończyło się na zakupie krewetek i mięsa z kraba,pychota! Naszym kolejnym przystankiem było Westport gdzie bardzo miło spędziliśmy czas, spacerowaliśmy, odwiedziliśmy akwarium (które miało chyba 100 lat), a na koniec poszliśmy do pirackiej knajpy (jak ja kocham amerykańskie porcje). Około 14.00 zajechaliśmy na nasz camping Twin Harbors, rozłożyliśmy nasz namiot, rozpakowaliśmy samochód i od razu wybraliśmy się na Pacyfik, była piękna pogoda, słoneczko świeciło, ale woda oczywiście lodowata, po około 2 godzinach wędrówki wróciliśmy na lunch, a potem znowu spacer! Na kolację zjedliśmy hot-dogi, a na deser było coś pysznego czyli s'mores(herbatnik,czekolada i marshmallow) i tak do późna siedzieliśmy przy ognisku aż poszliśmy spać.




DZIEŃ 2
O 6.00 rano pobudka, gorący prysznic i typowe amerykańskie śniadanko czyli tosty, bekon i jajecznica a do tego ciepłe kakao, niestety pogada była potworna był deszcz i wiatr dlatego szybko spakowaliśmy wszystko do samochodu i w drogę! Pierwszym przystankiem było Ocean Shores gdzie zrobiliśmy małe zakupy, przejechaliśmy się po plaży, porobiliśmy zdjęcia i w drogę. Odwiedziliśmy rezerwaty Indian i byliśmy w małym muzeum, w którym właściciel na to, że jestem z Polski powiedział "Cool" i nawet wpisałam się do księgi gości więc ślad po mnie został!Około 13.00 byliśmy w Pacific Beach czyli na miejscu naszego campingu, zjedliśmy lunch,a potem wybraliśmy się na wędrówkę po miasteczku, odwiedziliśmy kawiarnię, a na koniec długi spacer po plaży. Wieczór minął nam na graniu w domino, karty i oczywiście były żarciki o wampirach, dość wcześnie poszliśmy spać bo piątek zapowiadał się bardzo długim dniem.



DZIEŃ 3
Dzień, na który czekałam, pobudka z rana, śniadanie, spakowanie wszystkiego i gotowi do drogi czyli wszystkie drogi prowadzą do Forks! Po 4 godzinach podróży(w między czasie zatrzymaliśmy się na Ruby Beach) dotarliśmy na miejsce, najpierw odwiedziliśmy punkt informacyjny, dostaliśmy mapę miasta (była tam mapa świata, na której zaznaczało się skąd jesteś oczywiście to zrobiłam, przede mną w Forks były cztery osoby z Polski) Najpierw odwiedziliśmy dom Belli, potem szpital, liceum, dom Edwarda i na koniec sklepy z pamiątkami, ile tego było i wszystko z Twilight! Oczywiście zakupiłam parę drobiazgów, a od moich host rodziców dostałam plakat do mojego pokoju. Cały czas nie mogę uwierzyć, że byłam tam gdzie toczy się akcja mojej ukochanej sagi. Następnie wybraliśmy się do La Push gdzie zjedliśmy lunch,a potem odwiedziliśmy Port Angeles(było stamtąd widać Kanadę)byliśmy w księgarni oraz w restauracji Bella Italia, w której Bella i Edward mieli swoją pierwszą randkę i to koniec naszej wycieczki. Wróciliśmy przez Kingston (płynęliśmy promem)do Edmonds, zmęczeni i głodni wybraliśmy się w Lake Stevens do włoskiej restauracji, nie ma to jak mała pizza, która ma 8 kawałków i jest ogromna.







Wiem, że notka nie jest długa, ale po prostu nie mam za bardzo czasu teraz bo mam trochę spraw na głowie, a we wtorek idę do szkoły się zarejestrować i wybrać przedmioty.

5 komentarzy:

Paulina pisze...

haha, to musiała być świetna wycieczka!
ja już wybrałam swoje przedmioty i chyba polubie szkołe :P

Anonimowy pisze...

hah świetne !!:D:D
oo tyle godzin jazdy samochodem u mnie to by się skończyło staniem na poboczu i ...!!!:P:P
pozdrowienia!:D:D

Anonimowy pisze...

Aganieszka to jzu jest obsesja :p nie wiem jak u ciebie ale u mnie smieja sie z jezyka polskiego ;)

Paula

Agnieszka pisze...

jaka tam obsesja ;d hmm u mnie to może czasami śmieją się z naszego pięknego języka! :)

Karolina Ramos pisze...

aaaaa, ale ci zazdroszczę tego Forks <33
chyba bym zwariowała ze szczescia jak moglabym tam pojechać ;P

(ja tez mam zamiar jechać na taką wymianę w przyszłym roku, ale yy... mam pewien problem z przekonaniem rodziców. dlatego wpadłam na dziwny i szaleńczy pomysł do któryego potrzebna by mi była mała pomoc kogos kto jest akurat w USA. Szukam jakiś dwóch-trzech osób, które mogłyby mi pomóc zmienić zdanie moich rodzciów odnośnie wyjazdu. Jeśli miałabyś chwilkę i ochotę czy mogłabyś mi podać swój adres e-mail, a ja bym napisała o jaką dziwną rzecz mi chodzi? :) Przepraszam, ze zawracam ci głowię, w USA masz pewnei dużo więcej ciekawych rzeczy do roboty, niż snucie inrytg razem ze zdesperowaną dziewczyną z polski :P)