poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Co nowego

Trochę nie pisałam, ale na razie nie mam za bardzo o czym bo głównie leniuchuję w domu i nigdy w życiu tak nie czekam na szkołę jak teraz. W czwartek byłam na zakupach, musiałam zakupić artykuły szkolne czyli zeszyty, piórnik, teczki, kalkulator, markery i inne przybory szkolne. Chciałam kupić sobie telefon więc pojechałam z Valerie do Bust Buy’a i kupiłam sobie telefon na kartę w sieci Virgin, wracamy do domu, chcę aktywować numer i nie mam zasięgu….więc z powrotem pojechałyśmy do sklepu, oddałam telefon i kupiłam Samsunga w Verizonie(ten mój telefon jest beznadziejny, ale przecież ma mi służyć tylko do kontaktowania się z rodziną i przyjaciółmi).Swoją drogą oni tu wszystko jak dla mnie mają bardziej skomplikowane niż w Polsce, telefon aktywujesz przez internet oraz osobno kupujesz kartę na rozmowy, a osobno na wiadomości jak dla mnie za dużo zachodu, jakoś dziwnie tu wszystko funkcjonuje, ale to kwestia przyzwyczajenia. Na poprawę humoru zakupiłam „Twilight” na dvd. W piątek byliśmy na Evergreen State Fair gdzie było mnóstwo atrakcji dla dzieci i młodzieży(była karuzela, która pochodziła z Neverlandu Micheala Jacksona ), przeróżne wystawy, zwierzęta dosłownie było tam wszystko! Zjedliśmy tam lunch oraz deser oczywiście czyli bułeczki z malinami i lody. W sobotę pojechaliśmy do Everett na mecz hokeja bo moja rodzina kocha ten sport, są kibicami drużyny Silvertips, na razie był to mecz, który miał zadecydować kto będzie w drużynie, a sezon jeżeli dobrze pamiętam zaczyna się w tym tygodniu. Jeszcze z bieżących spraw to dziś byłam u dentysty i miałam zapłacić 177$,a tu taka niespodzianka, wychodzę chcę zapłacić i pani mówi, że nie jestem nic winna! Człowiek o wielkim sercu(nie ma to jak urok osobisty,hehe) Kolejna notka będzie prawdopodobnie po pierwszym dniu szkoły, a poniżej kilka zdjęć:
hockey game

Porkchop

Pamiętam o Was!

Książka z przedmiotami,mój plan lekcji i mapa szkoły,trochę duża nie?



Korzystając z okazji chciałabym złożyć życzenia urodzinowe mojej najwspanialszej siostrze na świecie!Wszystkiego najlepszego...!

środa, 26 sierpnia 2009

LSHS

Dzisiaj byłam w Lake Stevens High School czyli mojej nowej szkole aby się zarejestrować. Strasznie długo czekałam na swoją kolejkę,a w między czasie poznałam innych exchange students ze Słowacji i Kolumbii. Na spotkaniu z doradcą wybrałam sobie następujące przedmioty(niektóre są obowiązkowe):

SEMESTR 1
Creative Writnig
Psychology 1
Algebra 3
Forensic Science
Cont Amer Issues
US History 1
Viking Period 12th Grade(to będzie raz w tygodniu w środy)

SEMESTR 2
See Counselor(tutaj na razie nic nie bo nie było miejsca na American Literature)
Psychology 2
Algebra 4
US History 2
Cont Wrld Issues
Photography
Viking Period 12th Grade

Tutaj w szkole mają mnóstwo przedmiotów do wyboru, mam książkę, która ma z 70 stron i tam są opisane wszystkie przedmioty my możemy tylko o tym pomarzyć aby mieć coś takiego w Polsce. Jestem seniorem i bardzo się cieszę z tego powodu, chociaż robili problemy, że jestem tylko po 1 roku w liceum(Słowak jest młodszy ode mnie,a jestem seniorem bo ma za sobą 2 lata liceum,ciekawe jakim cudem)mam nadzieje,że dyrektor się do tego nie przyczepi i pozostanę seniorem. Jest szansa, że zapiszę się do drużyny pływackiej, ale to okaże się wkrótce. Teraz pozostaje mi czekać na rozpoczęcie roku szkolnego,a to nastąpi za 2 tygodnie, jest jeszcze parę spraw,o których muszę się dowiedzieć. Zapłaciłam 100$ za yearbook i ASB card(wejścia na mecze itp.) Wczoraj byłam u dentysty(nie było tak źle)oraz w szkole, gdzie uczy moja host mom, podpisywałam książki, przywieszałam plakaty i robiłam jakieś inne drobne prace. Miałam okazję poznać dyrektorkę szkoły oraz innych nauczyciele, wszyscy byli bardzo mili i tak mi płynie życie w Lake Stevens, postaram się następnym razem wrzucić jakieś zdjęcia oraz zaczynam powolne przygotowania do szkoły.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

niedziela, 23 sierpnia 2009

Camping!

DZIEŃ 1
Pobudka 7.00 rano, ostatnie dopakowanie się i o 8.00 w drogę! Jechaliśmy przez następujące miasta: Seattle, Tacoma i Olympia. Przez całą drogę czytałam książkę "Klub niewiernych żon",a po jakiś 3 godzinach drogi zatrzymaliśmy się w sklepie gdzie można było kupić sea food więc skończyło się na zakupie krewetek i mięsa z kraba,pychota! Naszym kolejnym przystankiem było Westport gdzie bardzo miło spędziliśmy czas, spacerowaliśmy, odwiedziliśmy akwarium (które miało chyba 100 lat), a na koniec poszliśmy do pirackiej knajpy (jak ja kocham amerykańskie porcje). Około 14.00 zajechaliśmy na nasz camping Twin Harbors, rozłożyliśmy nasz namiot, rozpakowaliśmy samochód i od razu wybraliśmy się na Pacyfik, była piękna pogoda, słoneczko świeciło, ale woda oczywiście lodowata, po około 2 godzinach wędrówki wróciliśmy na lunch, a potem znowu spacer! Na kolację zjedliśmy hot-dogi, a na deser było coś pysznego czyli s'mores(herbatnik,czekolada i marshmallow) i tak do późna siedzieliśmy przy ognisku aż poszliśmy spać.




DZIEŃ 2
O 6.00 rano pobudka, gorący prysznic i typowe amerykańskie śniadanko czyli tosty, bekon i jajecznica a do tego ciepłe kakao, niestety pogada była potworna był deszcz i wiatr dlatego szybko spakowaliśmy wszystko do samochodu i w drogę! Pierwszym przystankiem było Ocean Shores gdzie zrobiliśmy małe zakupy, przejechaliśmy się po plaży, porobiliśmy zdjęcia i w drogę. Odwiedziliśmy rezerwaty Indian i byliśmy w małym muzeum, w którym właściciel na to, że jestem z Polski powiedział "Cool" i nawet wpisałam się do księgi gości więc ślad po mnie został!Około 13.00 byliśmy w Pacific Beach czyli na miejscu naszego campingu, zjedliśmy lunch,a potem wybraliśmy się na wędrówkę po miasteczku, odwiedziliśmy kawiarnię, a na koniec długi spacer po plaży. Wieczór minął nam na graniu w domino, karty i oczywiście były żarciki o wampirach, dość wcześnie poszliśmy spać bo piątek zapowiadał się bardzo długim dniem.



DZIEŃ 3
Dzień, na który czekałam, pobudka z rana, śniadanie, spakowanie wszystkiego i gotowi do drogi czyli wszystkie drogi prowadzą do Forks! Po 4 godzinach podróży(w między czasie zatrzymaliśmy się na Ruby Beach) dotarliśmy na miejsce, najpierw odwiedziliśmy punkt informacyjny, dostaliśmy mapę miasta (była tam mapa świata, na której zaznaczało się skąd jesteś oczywiście to zrobiłam, przede mną w Forks były cztery osoby z Polski) Najpierw odwiedziliśmy dom Belli, potem szpital, liceum, dom Edwarda i na koniec sklepy z pamiątkami, ile tego było i wszystko z Twilight! Oczywiście zakupiłam parę drobiazgów, a od moich host rodziców dostałam plakat do mojego pokoju. Cały czas nie mogę uwierzyć, że byłam tam gdzie toczy się akcja mojej ukochanej sagi. Następnie wybraliśmy się do La Push gdzie zjedliśmy lunch,a potem odwiedziliśmy Port Angeles(było stamtąd widać Kanadę)byliśmy w księgarni oraz w restauracji Bella Italia, w której Bella i Edward mieli swoją pierwszą randkę i to koniec naszej wycieczki. Wróciliśmy przez Kingston (płynęliśmy promem)do Edmonds, zmęczeni i głodni wybraliśmy się w Lake Stevens do włoskiej restauracji, nie ma to jak mała pizza, która ma 8 kawałków i jest ogromna.







Wiem, że notka nie jest długa, ale po prostu nie mam za bardzo czasu teraz bo mam trochę spraw na głowie, a we wtorek idę do szkoły się zarejestrować i wybrać przedmioty.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Shopping

Dzisiejszy dzień był udany, a nawet bardzo. Chociaż poranek był przytłaczający, okropne uczucie gdy budzisz się i zdajesz sobie sprawę jak daleko jesteś od swoich najbliższych, ale przecież damy radę? Musiałam porozmawiać z Valerie, że muszę iść do dentysty bo czuję, że coś jest nie tak( nie będę wspominać, że przed samym wyjazdem byłam u dentysty i niby wszystko było okej),ale mam nadzieje, że wszystko będzie okej. Pojechałyśmy na zakupy, to było małe centrum handlowe, a ile tam tego było, aż dostałam oczopląsu na razie kupiłam sobie 2 bluzy: jedną z roxy za jedyne 25$,a drugą z gapa za 16$, kocham amerykańskie sklepy! Potem pojechałyśmy do spożywczego na małe zakupy i dostałam „Twilight” po angielsku bo moja rodzinka wie, że jest ogromną fanką sagi, a na dodatek przy kasie zagadała do mnie jakaś pani, która mówiła z taką szybkością, że ledwo ją rozumiałam(każdy tutaj jest uprzejmy, otwarty nie to co u nas w kraju). Po południu moja host mom pokazała mi jak działa tutaj pralka i suszarka więc swoje pierwsze pranie mam już za sobą. Nie mogę się doczekać środy kiedy jedziemy na camping! Debatowaliśmy o tym przy kolacji i deserze, najbardziej rozbawiły mnie żarty o „Twilight” (chyba jeszcze nie wspominałam, że wracając z campingu pojedziemy do…FORKS! I nie tylko tam, specjalnie dla mnie, to takie niesamowite) Zaraz zabieram się do czytania i pewnie zaraz pójdę spać bo jakoś szybko kładę się tutaj spać po prostu jeszcze się nie przyzwyczaiłam do tej strefy czasowej. Zapomniałam napisać, że dziś znowu próbowałam użyć mojej karty, która znowu została odrzucona, ale poszłyśmy do bankomatu american bank i moja karta działa! Więc się uspokoiłam, że mam dostęp do pieniędzy. Poniżej zdjęcie domu i starego samochodu,który znalazłam w ogrodzie( nie chciało mi się zrobić zdjęć później, ale jak jest słoneczny dzień to widać góry)


Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

niedziela, 16 sierpnia 2009

Ferry

Moja pierwsza sobota w Lake Stevens, najpierw plan był taki, że dzisiejszy dzień spędzimy w domu bo Valerie chciała zrobić dżem i popracować w ogrodzie, ale koło 11 zadzwonił do niej Colin mój host brother, który mieszka w Seattle, że zepsuł mu się motocykl i jest w Bremerton i potrzebuje pomocy. Mogłam jechać z Chloe i jej przyjaciółką do Seattle, ale wolałam jechać z Valerie. Najpierw pojechałyśmy do Seattle i z przed nosa uciekł nam prom więc przeszłyśmy się do sklepu z pamiątkami ile tam tego było…., a jak dużo magnesów, które będą moje! Jak przechodziłyśmy koło innych sklepów napotkałam coś takiego i nie mogłam nie zrobić zdjęcia!

Około godziny płynęłyśmy promem, na którym zjadłyśmy chicken burgera z żółtym serem, który był słodki, całkiem niezły był ten lunch. Jak płynęłam promem było to dla mnie niesamowite uczucie… poczułam się dokładnie jak w Grey’s Anatomy czyli serialu, który ubóstwiam. Szybko dotarłyśmy na miejsce i nawet się nie zgubiłyśmy, Colin okazał się strasznie sympatyczny. Wróciliśmy do domu trochę inaczej najpierw do Kingston stamtąd promem do Edmonds i po około dwóch godzinach drogi dojechaliśmy do Lake Stevens( jak byliśmy w Kingston poszliśmy na lody, pierwszy raz w życiu jadłam lody o smaku gumy balonowej z prawdziwymi gumami do żucia, jak dla mnie to trochę dziwne). Na kolację Valerie ugotowała pyszną chińszczyznę , cieszę się , że jedzą wiele warzyw i owoców to może z moją wagą nie będzie tak źle! Ja, Chloe, Charlie i jej przyjaciółka oglądaliśmy „Wywiad z wampirem”, a następnie „Scrubs”.

Jestem tu już 3 dzień i jakoś się przyzwyczajam, najgorsze są wieczory i poranki kiedy zdajesz sobie sprawę, że jesteś tak daleko od najbliższych no i na dodatek nie mogę się z nimi często kontaktować ze względu na 9 godzin różnicy. Co do języka, nie jest tak źle cały czas jest bariera językowa, ale z czasem będzie coraz lepiej. Najważniejsze jest to, że moja rodzinka jest bardzo sympatyczna i czuję się w ich towarzystwie komfortowo.

sobota, 15 sierpnia 2009

Piątek

Mój pierwszy normalny dzień w Lake Stevens. Nie spałam długo bo obudziłam się już o 6 rano..a to wszystko przez te strefy czasowe! Ja zaraz idę spać, a w Polsce zaczyna się dzień, ale nie o tym mowa. Od razu jak wstałam to zasiadłam do laptopa i rozmawiałam z siostrą, a następnie wykąpałam się choć potrzebna mi była pomoc aż dwa razy, wszystko jest tu inne niż w Europie nawet prysznice. Długa konwersacja z mamą i siostrą na skype, a potem pojechałam z Valerie w kilka miejsc. Naszym pierwszym przystankiem była szkoła, która jest ogromna i zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Spotkałyśmy vice dyrektora, który pokazał mi kilka klas i powiedział, że jak będę potrzebować pomocy to zawsze mogę na niego liczyć.


Następnie pojechałyśmy na zakupy do spożywczego, apteki i byłyśmy w bankach bo chciałam sprawdzić czy działa mi karta, która jak na razie nie zadziała, nie mogłam przejść obojętnie wobec gazety z Robertem Pattisnonem i Kristen Stewart więc ją kupiłam, rozglądałam się też za telefonem najtańszy był za 15$. Potem pojechałyśmy do domu gdzie zjadałam jogurt i odpoczywałam na kanapie oglądając yearbook Chloe(super sprawa, szkoda, że u nas nie ma czegoś takiego) Wydawało mi się, że już nic ciekawego nie będę robić, a tu taka niespodzianka wybrałam się z Chloe i jej znajomymi na wędrówkę coś niesamowitego zobaczyć śnieg w sierpniu i wchodzić do jaskini ze śniegu. W domu czekała na nas pyszna kolacja i owoce, posiedziałam trochę z Valerie i Charliem, który mi pokazał drogę, którą będziemy jechać na camping już się nie mogę doczekać!



Pozdrawiam was gorąco i tęsknię!

piątek, 14 sierpnia 2009

NYC->Lake Stevens

11.08 .2009 ten dzień zapamiętam na długo wtedy rozpoczęła się moja podróż, która minęła bardzo szybko z wielu powodów, lecieliśmy w 3 Asia, Konrad i ja, a ostatecznie okazało się, że było koło 10 osób z Polski. W NY bawiłam się świetnie, bardziej czułam się jak na jakimś obozie międzynarodowym. W środę nie mieliśmy chwili wolnego czasu, prezentacja, praca w grupie, zwiedzanie i na koniec kolacja w Planet Hollywood( podziękowania dla Anity i Asi, które zorganizowały mi Happy Birthday) i tak wszystko dobiegło końca i 13 od rana( nie ma to jak zbiórka o 5.30) każdy rozjechał się w swoją stronę! Gorące pozdrowienia szczególnie dla polskiego CIEE 11-13.08 Asi, Pauli, Anity, Konrada, Adama i reszty.

Lot do Seattle był znośny, pomijając fakt płacenia za bagaż i dodatkowo nadbagaż, który wynosił 2kg oraz godzinne siedzenie w samolocie na pasie startowym. Wychodzę z samolotu patrzę na tabliczkę baggage claim i idę w jej stronę już z oddali zauważyłam moją host mom i siostrę. Drogę z lotniska do domu pokonałyśmy w niecałą godzinę, już od pierwszej chwili Washington zrobił na mnie wielkie wrażenie. Dom jest prześliczny, w liście napisali mi, że to mały domek, a dla mnie jest wielki, a o terenie wokół domu już nie wspomnę. Mój pokój jest duży, mam niebieskie ściany i dwa łóżka mogę spać na górze lub na dole, rozpakowałam już swoje rzeczy i najważniejsze jest Internet! Niesamowite uczucie rozmawiać z mamą i siostrą, które są na drugim końcu świata, tęsknie za wami! Valerie przygotowała pyszną kolację(nie jedzą w fast foodach) no i obiecany tort urodziny, który smakuje doskonale z kulką lodów waniliowych, zaśpiewali mi happy birthday, zdmuchnęłam świeczki i dostałam śliczną kartkę i kartę abym mogła dzwonić do Polski. Jutro mamy jechać rozglądnąć się za telefonem, odwiedzić bank i może wybiorę się gdzieś z Chloe i jej znajomymi. Jestem tu dopiero jeden dzień, a naprawdę czuję się jak w domu i zaczynam się przyzwyczajać, że do domu wrócę za 10 miesięcy. Postaram się niedługo zgrać zdjęcia i je wrzucę bo teraz nie mam za bardzo kiedy bo nie chcę spędzać całego dnia przed komputerem. Zapomniałam napisać, że dostałam od nich zegarek do pokoju, słowniki które przydadzą się do szkoły oraz jakieś balsamy do ciała i sole do kąpieli.

Jeszcze raz dziękuję wszystkim za życzenia i przepraszam, że na razie nie odpisuję, ale nie mam kiedy! Najbardziej mnie dobija ta różnica czasowa, u mnie jest prawie 20,a w Polsce 5 rano. Zbieram się i idę spać bo kilka nieprzespanych nocy i zmiana czasu robi swoje.

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

To już jutro!

To już jutro! Dzień na, który tak długo czekałam. Walizka oczywiście jeszcze nie jest spakowana do końca, a w moim pokoju panuje wielki bałagan. W ogóle nie odczuwam tego, że wyjeżdżam na 10 miesięcy to takie niewiarygodne. Ostatni tydzień to były ciągłe pożegnania (oj było trochę łez). Dziękuję za wszystkie prezenty(które będą mi o was przypominały) i słowa. Dostałam ślicznego misia z piękną dedykacją , którą ułożyła moja najbardziej kreatywna siostra na świecie razem z mamą!
Wierzę, że to będzie wspaniały rok, który wiele zmieni w moim życiu. Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy są ze mną i mnie wspierają! Dziękuję mojej najwspanialszej mamie na świecie bo dzięki niej mogę spełnić swoje marzenie. Na pewno będę za wami bardzo tęsknić, ale wbrew pozorom to tylko 10 miesięcy, które szybko zlecą. Do usłyszenia wkrótce już z USA.