niedziela, 27 grudnia 2009

Po Świętach


Święta, święta i po świętach. Jest niedziela, u mnie jeszcze przed południem, dziś jedziemy na hokeja, a jutro Valerie zabiera mnie i Julie do Seattle! Już się nie mogę doczekać.

W Stanach Święta nie są obchodzone tak jak u nas, jest dość dużo różnic. Mieliśmy uroczystą kolacje, byli prawie wszyscy z rodziny mojego host taty i brat mojej host mom ze swoją rodziną. Nie jedzą ryb (mieliśmy trochę łososia), głównym posiłkiem jest mięso( indyk, szynka), ziemniaki, sałatki, przystawki i mnóstwo słodkości( jak dla mnie tylko jedno ciasto dało się zjeść bo było domowej roboty, resztę pozostawię bez komentarza, reszta tak słodka, że aż na samą myśl mam mdłości). Chciałam się z nimi podzielić swoją kulturą dlatego były pierogi i barszcz(znalazłam go w sklepie z europejską żywnością), ale oprócz mnie nikt go nie spróbował. Gdy wszyscy zjedli najpierw mieliśmy White Elephant- to są prezenty za jakieś 5$ lub coś co masz w domu, głównie chodzi aby było to coś śmiesznego. Było to bardzo zabawne, wszyscy mieli dużo śmiechu. Gra polega na tym, że losujesz numery i w takiej kolejności wybierasz prezent, potem gdy wszyscy skończą puszcza się 2 kostki i jeżeli masz dublet możesz komuś skraść co Ci się podoba i oddajesz mu swój prezent i tak przez 5 minut. Najbardziej pożądany był alkohol. Następnie taka sama gra tylko, że to już były normalne podarunki wartości 20$. Po wszystkim był deser, a potem niedługo każdy zaczął się rozchodzić. Posprzątaliśmy i ja szybko poszłam spać bo byłam strasznie zmęczona. Zapomniałam napisać, że jedna osoba zadała mi pytanie czy mamy w Polsce kartki urodzinowe i świąteczne… Tutaj prezenty otwiera się 25 grudnia, więc wszyscy wstali, zjedliśmy całą rodzinką śniadanie i zabraliśmy się do otwierania prezentów i skarpet. Podsumowując w Święta dostałam: gift card do iTunes i Macy’s, czekolady, podróżną poduszkę w kształcie kota, zestaw do manicure i pedicure z kosmetyczką, zestaw małych kosmetyków, Uno, szalik, kapcie, fioletową bluzę z napisem Washington, książkę do GED, w skarpecie miałam bardzo dużo słodyczy, małą latarkę i inne drobiazgami i to wszystko, ale nawet nie pamiętam. Dostałam także piękne prezenty i kartki świąteczne z Polski. W sobotę pojechaliśmy na zakupy, ale nic nie znalazłam. Tutaj jest tylko jeden dzień Świąt. W tym roku jakoś nie czułam magi Świąt.

Wracam do czytania książki „The Time Traveler’s Wife”.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Fajnie piszesz,milo byloby gdybys napisala notke ogolnie o edukacji w stanach,np.bardziej Tobie odpowiada polski czy amerykanski system?Dlaczego?:)Pozdrawiam:)

Alexandrine pisze...

Aga ty prawie codziennie chodzisz na hokeja >?! w kwazdym Twoim poscie jest cos o nim :P
"The Time Traveler’s Wife” - bylam na filmie we wrzesniu, tydzien po przyjezdzie do USA - super, smutne ale piekna historia :)

Buzianieeee!
A i tutaj sa dwa dni swiat, nie jeden. Christmas Eve i Christmas Day :)

Anonimowy pisze...

Właśnie mogłabyś napisac jak to jest z nauką w Stanach.Jak jest ze sprawdzianami,jezeli przyjechałaś z zagranicy.Czy musisz pisać normalnie sprawdziany po angielsku?